wtorek, 10 maja 2016

Pararzeczywistość

Stara prawda powiada, że jak chcesz dobrze kłamać, to musisz kłamstwo obudować jak największą ilością elementów prawdziwych. Z tym, że proporcje fikcji i faktów nie są do końca stałe. Na ten przykład jak ktoś chce żonę oszukać, że idzie na spotkanie biznesowe, a nie z kolegami na gorzałę, musi sieć intrygi upleść dość misternie, bowiem żona ma dość łatwy, precyzyjny i dość wąski zakres punktów kontrolnych historii, którą weryfikuje, co za tym idzie trzeba te punkty przewidzieć i poustawiać je naprawdę dobrze, żeby się nie wysypać. Jeżeli chcesz natomiast oszukać miliony ludzi, to wystarczy, że w swoją bajkę wpleciesz kilka wiarygodnych elementów i masz względny spokój. Część odbiorców uwierzy bez mrugnięcia okiem i będzie jak lew bronić tego, w co uwierzyła. Część nie uwierzy, będzie po wsze czasy szukać dziury w całym i bić się z tą pierwszą częścią, część będzie pływać pomiędzy tymi grupami, a część ma to głęboko tam, gdzie bielizna zasłania światłu dostęp. 



Ciężko mi wyrazić parlamentarnym językiem (a może nie parlamentarnym, bo ten parlamentarny spsiał już nam do reszty i ciężko byłoby go czasem nawet w najciemniejszym knajpianym rogu słuchać, powiedzmy więc, że ciężko mi wyrazić językiem kulturalnym), jak bardzo wnerwia mnie w kontekście wstępu tego tekstu otaczająca nas rzeczywistość, od której nijak nie da się uciec - no chyba że w Bieszczady, ale biorąc pod uwagę ilość chętnych na Bieszczady w ostatnich czasach, to nawet tam już trzeba się chyba zapisywać na ziemianki od dewelopera na przyszłą dekadę. 

Pal licho na przykład taką paranaukowość. Przyzwyczaiłem się. Kiedyś były "Skandale" dla wielbicieli krótkich form pisanych - tam udowadniano porwania przez kosmitów i potwora z Loch Ness. Dla ambitniejszych był Daniken. Później pojawił się "Fakt" z moim ulubionym artykułem o sumie krowożercy, grasującym gdzieś w Bugu, czy Narwi. Kiedy zaś cwani ludzie poczuli krew, stworzyli całą machinę tygodników, miesięczników, programów telewizyjnych i witryn sieciowych, które w naukowy sposób udowadniają sny wariata śnione nieprzytomnie. Szczególnie lubię wielkie odkrycia zdrowotno-spożywcze, zaczynające się zawsze od tytułu "Sensacja. Naukowcy odkryli..." Uwielbiam na przykład tę regularność z jaką w miesiące parzyste jajka szkodzą zdrowiu, a w nieparzyste okazuje się, że jednak nie - wprost przeciwnie, jakbyśmy tylko jajka wcinali, to żylibyśmy po sto pięćdziesiąt lat. Spoko. Można nie czytać, można się uśmiechnąć pod nosem i co najwyżej sapnąć z politowaniem, kiedy ktoś nam sprzedaje takie sensacyjki. 

Pal licho paradokumentalność. Przyzwyczaiłem się, że historyczny opis zdarzenia a la Wołoszański nie ma już racji bytu, o ile nie ma w nim wątków romantycznych, parapsychologicznych albo tragicznych, które dech w piersiach zaprą lub łzę ostatnią wycisną. Przyzwyczaiłem się, że prawa uczy nas sędzia Anna Maria Wesołowska, struktury społecznej Ewa Drzyzga, a zagrożeń życia drewnopodobni aktorzy w mundurach albo mundurowi udający aktorów - sam nie wiem, nie do końca się wyznaję na meandrach tych tworów medialnych. 

Nie mogę się natomiast pogodzić z tym, że wszystko co nas otacza staje się powoli pararzeczywistością. Bułki, wędlina i sery są już tylko parażywnością, a każde zdarzenie które ma miejsce na naszym globie jest już tylko parazdarzeniem z wieloma lustrzanymi odbiciami - im dalej od naszej bezpośredniej bliskości, na tym więcej parazdarzeń dzieli się dany fakt. Ponoć w weekend odbył się jakiś marsz i jest to jedyna pewna informacja, bo już do mnie, jako przeciętnego odbiorcy dotarły takie informacje, że korzystając z nich mógłbym opisać sześć zupełnie niepodobnych do siebie zgromadzeń. Do Europy idą uchodźcy - no prawda, ale czy idą sobie wesoło śpiewając "Gdzie strumyk płynie z wolna...", czy też zostawiają za sobą tylko pas spalonej ziemi - tego już nie wiem. Właśnie dlatego, że nikt już nie zadaje sobie trudu dopasowywania informacji do rzeczywistości, a jedynie dopasowuje informację do swoich celów, szukając wiernych odbiorców swoich paradoniesień i jedni bezrefleksyjnie przyswajają takie parakreacje pararzeczywistości, inni nie przyswajają już nic, bo już w nic nie wierzą, więc na wszelki wypadek zakładają, że wszystko czego nie mogą dotknąć jest ułudą, a gdzieś po środku stoję ja i mam nadzieję wielu takich jak ja, którzy próbują sobie mozolnie ten otaczający świat poskładać w jakąś logiczną całość albo chociaż paracałość...

0 komentarze:

Prześlij komentarz