Czas się proszę państwa do czegoś przyznać. Nie będzie łatwo, bo trzeba stanąć przed lustrem, wyłączyć emocje, przestać sobie racjonalizować zakorzenione już mocno hasła i powiedzieć sobie jasno: Daliśmy się wmanewrować jak młode Jasie. Na nic czujność, na nic powtarzane przez rodziców i innych mądrych ludzi od szczeniaka: "Pamiętaj dziecko, to tylko reklama...". Ideologie w czasach wolnego rynku sprytnie minęły nasze posterunki graniczne i z taneczną gracją zatruły nas od środka. Bez najmniejszych problemów, bez ciężkiej orki na polach ludzkich umysłów. Wystarczyło podpatrzeć kilka virali sieciowych i voila! Teraz już nasi kochani wodzowie nie muszą robić nic. Co jakiś czas tylko trzeba za pomocą wiernych mikrofonów rzucić temacik, a społeczeństwo nakręca się samo.
Jak to się do cholery stało, że z ludu mającego chroniczną alergię na politykę i polityków, staliśmy się masą, która jest gotowa bronić na barykadach swoich politycznych idoli? Dalibóg, nie wiem. Może tak naprawdę zawsze gotowi byliśmy to robić, a cywilizacja dała nam po prostu narzędzia do tego, żeby z wojnami ideologicznymi wstać w końcu od świątecznych stołów i przenieść się na szerokie wody? Zapomnieliśmy tylko o jednym. Zewnętrzna rzeczywistość polityki nie różni się niczym od zewnętrznej rzeczywistości świata filmu, muzyki, sportu i całej tej hajlajfowo-celebryckiej lukrowanej, apetycznej polewy, skrywającej pod spodem nieco czerstwego pączka, w dodatku z łajnem zamiast różanej marmolady.
Jak to się do cholery stało, że z ludu mającego chroniczną alergię na politykę i polityków, staliśmy się masą, która jest gotowa bronić na barykadach swoich politycznych idoli? Dalibóg, nie wiem. Może tak naprawdę zawsze gotowi byliśmy to robić, a cywilizacja dała nam po prostu narzędzia do tego, żeby z wojnami ideologicznymi wstać w końcu od świątecznych stołów i przenieść się na szerokie wody? Zapomnieliśmy tylko o jednym. Zewnętrzna rzeczywistość polityki nie różni się niczym od zewnętrznej rzeczywistości świata filmu, muzyki, sportu i całej tej hajlajfowo-celebryckiej lukrowanej, apetycznej polewy, skrywającej pod spodem nieco czerstwego pączka, w dodatku z łajnem zamiast różanej marmolady.
Dlaczego mówię, że daliśmy się wmanewrować? Przecież wszyscy wierzymy, że toczymy te wojny przedszkolaków w imię wartości, przekonań, lepszego jutra, cudownej Polski... Guano prawda. W naszych głowach toczymy wojnę sprawiedliwą o szczęśliwy i prawy kraj, w którym jest miejsce na podnoszenie okruszka chleba, bo święty i na partyjkę w fifę na plejce po niedzielnej mszy. W rzeczywistości oddajemy swoje serca, umysły i energię w imię interesów partii politycznych. Można rzecz jasna próbować się bronić, że przecież te partie, to do cholery w końcu muszą coś dla nas robić! A ja bardzo przepraszam - gdzie to jest napisane? Otóż warto sobie przypomnieć jedną, podstawową prawdę życiową. Ja może nie byłem wybitnie pilnym studentem, ale jestem swoim wykładowcom niezwykle wdzięczny za nauczenie mnie owej podstawowej prawdy, której przyswojenie uważam za swój największy sukces edukacyjny. Nauczono mnie bowiem, że podstawowym celem partii politycznej jest... uwaga... zwycięstwo w wyborach! Nic innego. Żadne tam wzrosty PKB, obniżanie bezrobocia i skracanie kolejek do specjalistów. W życiu! To może być jedynie narzędziem do osiągnięcia celu, ale jak patrzę na dzisiejsze społeczeństwo, to już wcale nie musi. Naprawdę dziwię się tej niezachwianej wierze, że gość który dobiera się do tortu i w ciągu kilku lat przestaje się martwić o byt swój i szerszej rodziny, jest w stanie z energią i zapałem pochylić się nad problemami, które nie są już jego zmartwieniem. Pomyślmy. Jak ktoś wiąże koniec z końcem, na chleb mu nie brakuje, samochodem jeździ (choćby i piętnastoletnim), czynsz regularnie opłaca, to jest w stanie pochylić się nad problemami bezdomnego pod mostem? Dwa złote owszem rzuci, ale nie zajmie się systemowo jego trudną sytuacją. Wzruszy się przechodząc, ale za dwie godziny nie będzie o nim pamiętał. Tak samo mają włodarze - kolejki do lekarza są, to smutne, ale czy problem się rozwiąże, czy nie, to nie są i nie będą już ich kolejki, więc zasadniczo nie ma palącej potrzeby naprawiania tego stanu. Dając się wmanewrować w ogólnonarodową wojnę ideologiczną sprawiliśmy natomiast, że realne działania na rzecz kraju przestają mieć jakiekolwiek znaczenie dla wyników wyborczych.
Daliśmy się wmanewrować w wojnę o dusze nasze i przyszłych pokoleń. Dobrowolnie. W dodatku jeszcze się z tego cieszymy. Ktoś sprytny wpadł na pomysł, że łatwiej jest przemodelować wyobrażenie Polaków o kraju i świecie, niż budować dobrobyt państwa, którego efektów nie widać natychmiast, może za trzydzieści lat coś tam zakiełkuje z dzisiejszej reformy, ale dzisiejsza reforma to dzisiejsze trudności. Po co się męczyć? Widzimy to na przykładzie sieci polskich dróg. Od jakichś dziesięciu albo i lepiej lat ciągle jeździmy w korkach, zwężeniach, remontach, objazdach. Dopiero dzisiaj widzimy chociaż częściowe efekty tego narodowego placu budowy, a i tak jęczymy, że drogo, że korek na bramkach... Po co więc ryzykować zatyranie i zadłużenie, którego efektem natychmiastowym jest malkontenctwo, skoro możemy wtłoczyć w umysły ludzi idee i dać im hulać po świecie. "A my do babuni i pięćdziesiąteczka, setunia, schabowy..." - jak mawiał mistrz Krzysztof.
Zatem spotkało się kilku mądrych (naprawdę mądrych, bo to trzeba mieć łeb, żeby coś takiego wymyślić) ludzi i zaczęło knuć. A wyglądało to mniej więcej tak...
- Chłopaki. Jedziemy na ostro. Zaczynamy od tego, że wszyscy oprócz nas są zdrajcami.
- Eeee, ludzie nie uwierzą, tamci będą mówić, że wcale nie są zdrajcami.
- Tak ci się tylko wydaje. Jak oni będą mówić, że nie są zdrajcami, to my będziemy mówić, że tak mówią, bo są zdrajcami. Wszyscy, którzy wychylą łeb i będą szumieć, są w zmowie ze zdrajcami i biorą za to pieniądze. Wszyscy! Zrozumieliście? Potrzebujemy tylko nowego etosu prawdziwego Polaka. Jaki powinien być prawdziwy Polak?
- Katolikiem ma być.
- Tak, ale nie takim zwykłym katolikiem. Nie ma, że co niedzielę na mszę, a potem do parku albo o zgrozo "Fakty" oglądać. Katolik ma być wojujący, uciśniony i prześladowany. Kto się wyłamuje, ten zaprzecza chrześcijańskim podwalinom. Co jeszcze?
- Antykomunistą musi być.
- Tak jest! Tylko, że nie takim zwykłym antykomunistą. Musimy zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze raz na zawsze rozpieprzyć wizerunek Wałęsów, Mazowieckich i Geremków. To nie byli antykomuniści. To byli zdrajcy! My byliśmy antykomunistami w podziemiu tego fasadowego antykomunizmu, który tak naprawdę był komunizmem! Chwytacie? Nie było żadnego obalenia socjalizmu. Była zdrada! Dopiero teraz obaliliśmy komunizm. Zapiszcie to sobie. Po drugie musimy znaleźć inne gwiazdy antykomuny. Jakieś pomysły?
- Może Żołnierze Wyklęci? Antykomuniści, i w dodatku zbrojni. Polacy lubią takie historie. Lubią śpiewać, że ojciec z karabinem szedł na bój.
- Idealnie! Będziesz ministrem czegośtam, należy ci się. Good job! Za jednym zamachem rozprawiamy się z magdalenkowymi szujami i zamiatamy tych, co do teraz byli celebrytami wojennymi. Zapominamy o akowcach, Piłsudskim i całym tym cyrku. Dość już wałkowania Andersa i Wembley. Od teraz będziemy mieli bohaterów, którzy będą się kojarzyć tylko z nami. I jeszcze jedno. Nie oglądamy się na nic. Historię piszą zwycięzcy. My wygraliśmy wojnę, my obaliliśmy komunę, my wprowadziliśmy Polskę do NATO, my cierpieliśmy za ojczyznę, my zatrzymaliśmy powódź i wymodliliśmy deszcz w czasie suszy, my wszystko!!! Na początku będzie trochę szumu, ale ludzie się przyzwyczają, tylko musimy być konsekwentni. Jeżeli nas nie było pod Wiedniem, to i tak husaria była naszym pomysłem. Oni byli wtedy na Titanicu i się rozpieprzył. Nie szkodzi, że nie w tym samym czasie. Mówimy, że w tym samym. Kto to będzie sprawdzał? A teraz najlepsze, skupcie się... Za rok, góra dwa nic nie będziemy musieli mówić i tłumaczyć. Miliony będą mówić to za nas. Nie wierzycie? To potrzymajcie mi piwo...
Tak to z grubsza mogło wyglądać, a ja postawię dolary przeciw orzechom, że tak to wyglądało. Nie przejmujcie się. Nie uważam żeby ci drudzy byli święci. Nie są. Grają dokładnie w tę samą grę. Tylko nie mają tego rozmachu i nie mają takiego podatnego gruntu. Cel jednak zawsze pozostaje ten sam. Zwycięzcę ogłasza Państwowa Komisja Wyborcza. Szkoda tylko, że to nie jest gra bez ofiar. Ofiarami zawsze jesteśmy my - szeregowi obywatele. Oni nie patrzą na to, że wychowują właśnie pokolenie zacietrzewionych, gotowych do wieszania na latarniach Polaków. Ci drudzy nie patrzą, że wychowują pokolenie egoistów na zamkniętych osiedlach, którzy jak słyszą wołanie "Pomocy!", to ich jedyną reakcją jest wrzucenie na fejsa statusu, że jest event, bo ktoś woła pomocy. A my wszyscy, którzy siedzimy okrakiem na płocie dostaniemy kulę w łeb jako pierwsi. Smutne. Smutne kurwa...